H&M kolaboruje ze światowej klasy projektantami od dziesięciu lat. Każda kolekcja jest niepowtarzalna i w charakterystycznej stylistyce twórcy. Współprace sieciówki co roku wzbudzają wiele emocji, fani mody z niecierpliwością czekają na informacje dotyczące kolekcji, materiały prasowe i pierwsze lookbooki. Nie mogło być inaczej w przypadku tegorocznej edycji. Kolekcja Alexandra Wanga zyskała ogromne zainteresowanie. Jak zwykle, znaleźli się zwolennicy, jak i przeciwnicy.
Pojawiło się wiele opinii, że kolekcja jest niepraktyczna, brzydka i nie warta swojej ceny. Spora część ludzi była niezadowolona i zawiedziona. Osobiście uważam, że kolekcja jest świetna. Świetna, ale do noszenia w Nowym Jorku, czy Paryżu. Nowoczesne kroje i materiały, klapki za 279 PLN, bluzy za 999 PLN, spodnie z pianki,czy męskie leginsy, to zbyt innowacyjne rozwiązania, jak na polskie realia. Jednak znalazło się kilka ciekawych i niedrogich pozycji, dlatego wybrałem się na jednodniową wycieczkę do stolicy.
Z kolaboracji H&M korzystam od czterech lat. Wtedy w Poznaniu można było, jeszcze dostać ubrania projektanta. W 2011 r. nie wiedziałem, że aby dostać upragnioną rzecz, trzeba odstać kilka godzin w kolejce przed otwarciem sklepu. Wówczas do sklepu wchodziło się w piętnastoosobowych grupach, w kolejności zgodnej z czasem przybycia pod sklep. Pojawiłem się pół godziny za późno i nie kupiłem upatrzonych ubrań, ale i tak byłem zadowolony z zakupów. Rok później, na kolekcję Maison Martin Margiela, przyszedłem o 8:00. Zrezygnowano z wpuszczania do sklepu ludu w małych grupach. Po godzinie cała kolejka weszła do sklepu (nie było nas więcej niż 40 osób). Bez problemu kupiłem "wymarzone" pozycje. Kolekcja nie cieszyła się dużą popularnością i część rzeczy trafiła na przecenę. Tak wszedłem w posiadanie kamizelki za 30 PLN oraz spodni za 40 PLN. W 2013 r. po sprzedażowej porażce Maison Martin Margiela, kolekcja Isabel Marant była dostępna tylko w dwóch miejscach w Polsce: w Warszawie (ul. Marszałkowska) i Krakowie (Galeria Krakowska). Ubrania oferowane przez Marant cieszyły się tak dużą popularnością, że dziesiątki ludzi biły się o nie (dosłownie). Nie znalazłem wówczas nic na tyle ciekawego, żeby przyjechać na zakupy do stolicy. Po opublikowaniu w internecie całej kolekcji Wanga oraz cen, stwierdziłem, że tym razem spróbuję. Za swój cel obrałem prostą, czarną bluzę z pianki scuba, ozdobioną wypukłym nazwiskiem projektanta, czarną koszulkę z subtelnym napisem "choose your player" z szybkoschnącej tkaniny oraz brelok z rękawicami bokserskimi.
Do walki o ciuchy zabrałem ze sobą z Poznania pomocnika. Pierwszy raz pod sklepem przy ul. Marszałkowskiej pojawiliśmy się o 5:20. Kiedy zobaczyliśmy, że czekają na razie tylko trzy osoby, udaliśmy się na mały spacer po stolicy. Wróciliśmy po pół godzinie i załapaliśmy się do pierwszej piętnastki. Pomimo tego, że czekaliśmy trzy godziny na otwarcie sklepu, to czas ten minął dosyć szybko, bo w bardzo miłym towarzystwie. Około godziny siódmej poczęstowano nas kawą i donutami. Pogoda była bardzo łaskawa, nie padał deszcz i było bardzo ciepło. Niestety w tym momencie kończą się pozytywne aspekty tych zakupów.
Myślałem (miałem nadzieję), że po tym co działo się w zeszłym roku, kiedy ludzie walczyli o kolekcję Isabel Marant, H&M wróci do podziału kolejki i będziemy robić zakupy w małych grupach. Wszystko wskazywało na to, że moje oczekiwania, co do organizacji tego przedsięwzięcia zostaną spełnione. Początkowo podzielono nas na dziesięcioosobowe grupy, po jakimś czasie przyszedł jakiś ważny pan i kazał ochroniarzom podzielić nas co piętnaście osób, następnie co dwadzieścia. Tak pozostało do końca. Pół godziny przed otwarciem zaczęły pojawiać się osoby, które stawały na przeciwko wejścia, obok kolejki. Okazało się, że powtarza się sytuacja z ubiegłego roku i są to osoby, które będą bez kolejki usiłować dostać się do sklepu, kiedy zostaną otwarte drzwi. Moi współtowarzysze uprzedzili o tym ochroniarza i poprosili, aby nie dopuścił, żeby ludzie bez kolejki dostali się do środka, skoro my czekamy od kilku godzin. Ochroniarz przekazał informację reszcie załogi. Wraz ze zbliżającą się godziną otwarcia sklepu, rosło napięcie wśród czekających, ludzie do ostatniej chwili omawiali taktykę zdobycia ubrań. Oczywiście i ja miałem obmyśloną taktykę: ja walczę o bluzę i brelok, moja towarzyszka o koszulkę. Dwie minuty przed dziewiątą przyszedł, znany już nam pan i zadecydował, że do sklepu wejdzie cała kolejka na raz (ponad sto osób). Gdyby tego było mało, kiedy biegliśmy do wejścia, równocześnie z nami wbiegały do środka panie, które czaiły się z boku kolejki.
Nie miałem zamiaru wariować i biegać po sklepie. Przecież to tylko ubrania, co więcej kolekcja pretenduje do miana luksusowej, więc myślałem, że jakieś standardy zostaną zachowane. Jednak napierający tłum sprawił, że nie dało się wejść ze spokojem. Biegłem. Od razu znalazłem wieszak z moim celem - bluzą. Biegłem. Towarzyszka już dotarła do koszulek i szukała rozmiaru. Ja biegłem. Już prawie trzymałem upragniony ciuch w rękach, kiedy wyprzedziła mnie pani w średnim wieku, która wepchnęła się do sklepu bez kolejki i jednym ruchem zgarnęła całą rozmiarówkę (ok. 8 bluz) i uciekła. Już nie biegłem. Stałem. Stałem i patrzyłem. Nie wiedziałem, czy ją gonić, czy krzyczeć. Byłem w szoku. Stwierdziłem, że może uda mi się zdobyć chociaż brelok. Na kupce ubrań znalazłem małe pudełko z brelokiem w środku. Wziąłem je by obejrzeć z bliska, niestety kartonik wyrwała mi jakaś pani i poinformowała mnie, że ona sobie to wszystko odłożyła i zażądała zwrotu breloka. Oddałem. Miałem się bić? Jednak breloków starczyło i dla mnie. Reasumując kupiłem dwie z trzech rzeczy, które miałem w planach. Myślę, że to dobry wynik, biorąc pod uwagę okoliczności, w jakich przyszło nam robić zakupy. Jednak to na bluzie zależało mi najbardziej. Pozostał niesmak. Przy kasie nie dostałem wieszaka, na którym wisiała koszulka (podczas poprzednich edycji ubrania sprzedawano z wieszakami). O gratisach, które dostawało się we wcześniejszych latach, również mogłem pomarzyć. Oczywiście, że nie są to istotne rzeczy, ale można to uznać za kolejny, organizacyjny minus.
Do kogo można mieć pretensje? Z całą pewnością do H&M. Myślałem, że uszanują ludzi, którzy czekają kilka godzin pod ich sklepami, żeby mieć szansę cokolwiek kupić. Poza tym, byłem prawie pewien, że fala krytyki, która zalała internet w zeszłym roku po kolekcji Isabel Marant, da do myślenia i zorganizują lepsze warunki do robienia zakupów. Czy naprawdę klient wymaga tak wiele? Wystarczyło wpuszczać lud w małych grupach, pilnować, żeby nikt bez kolejki nie dostał się do sklepu i wprowadzić limit zakupów do jednej sztuki z danego modelu (jak to jest w UK). Z pewnością zapobiegłoby to nieprzyjemnym incydentom, które mają miejsce podczas takich akcji i zmniejszyłoby ryzyko, pojawienia się ubrań na Allegro w cenach wyższych o 200%. Nie rozumiem postępowania H&M, ponieważ kolaboracje z projektantami organizują nie od dziś. Uważam, że jeżeli wprowadzają "luksusową" kolekcję do sprzedaży, to powinni stworzyć luksusowe warunki dla klientów. Jednak, nie usprawiedliwia to ludzi, którzy zachowywali się jak zwierzęta. Walczyli o ubrania, jak o życie. Większość z nich kupowała je na handel i w ten sposób możemy zaopatrzyć się w połowę kolekcji w Internecie w horrendalnie wysokich cenach.
Czy za rok również pojadę do Warszawy, żeby kupić kolekcję projektanta? Jeżeli znajdę coś ciekawego dla siebie, to tak. Mimo mojego zniesmaczenia całą powyżej opisaną historią, lubię brać udział w kolaboracjach H&M. Wyczekiwanie w kolejce jest naprawdę ciekawym i pozytywnym przeżyciem, bo towarzystwo jest bardzo miłe. Ponadto, uważam, że fajnie jest skorzystać z okazji kupienia czegoś "od projektanta" i zaspokojenia swoich snobistycznych potrzeb. Nawet, jeśli wiąże się to z przeżyciami, jak te opisane w tym poście. Pozostaje tylko, mieć nadzieję, że H&M zacznie wyciągać wnioski z zaistniałej sytuacji i bardziej zadba o klienta.
P.S. Poniżej film, w którym udokumentowano zachowanie ludzi podczas zakupów u Alexandra Wanga w Nowym Jorku. Klientom powiedziano, że wszystko jest ZA DARMO.
Nigdy tego pędu do pseudoluksusu nie zrozumiem. Dopóki ludzie będą stali od 5 pod sklepem dopóty sieciówki będą miały w nosie komfort klienta bo i tak przyjdą i kupią i to z piana na ustach będą biegi i walczyli. Smutny, żałosny lud. I po takich akcjach blogerki dają sobie prawo do krytykowania innych, którzy walczą w Lidlu o torebki W.
ReplyDeleteZa głupią torebkę czy też inną rzecz często dochodzi do bójek.. niestety takie właśnie jest społeczeństwo...widac to doskonale na wyprzedażach czy też różnego rodzaju promocjach. Co do kolekcji jest naprawdę świetna ! Będę częściej wpadać + dodaję :)
ReplyDelete